08:43:00

9 miesięcy jak jeden dzień. | Wspomnienia z czasów ciąży cz. I


Zależało mi, aby ten wpis ukazał się jeszcze przed rozwiązaniem. Mam świadomość, że kiedy ono nastąpi to rzut hormonów będzie tak duży, że różne rzeczy mogą wtedy przychodzić do głowy a chciałam, aby emocje, które chcę przekazać były jak najbardziej autentyczne, pisane w spokoju a nie pod wpływem chwili. No i udało się! Jestem tu i opowiem wam o najdziwniejszym, najszczęśliwszym i najtrudniejszym czasie w życiu kobiety. Przynajmniej na ten moment.

Wpis ten zdecydowałam się podzielić na dwie części, dlatego że nie sądziłam, że będzie on aż taki długi. Kolejna część pojawi się na dniach. Zapraszam do lektury.

Wracając myślami do samego początku tej drogi mam w głowie tylko jedno: jaka ja byłam dzielna! Nie, nie boję się tego powiedzieć głośno i nie jest to kwestia jakiegoś wysokiego mniemania o sobie. To smutne, że początkowo przychodzą mi na myśl te ciemne strony bycia w ciąży, ale taka chyba kolej rzeczy - najpierw burza, potem słońce. W zasadzie to chyba nie tylko podczas tego okresu, ale i całego życia jest tak, że ludzie - toksyczni, zawistni czy po prostu widzący świat tylko w ciemnych barwach - zaczynają kopać pod kimś dołki i zamiast psychicznie pomóc innej osobie stanąć na wysokości zadania to jedyne (i pierwsze!) co potrafią dać od siebie to brak wiary w ciebie i w to, że dasz sobie radę. Oczywiście jak w większości przypadków takie prognozy się nie sprawdzają, tak potrafią naprawdę podciąć skrzydła i z wyzwania zrobić coś niesamowicie traumatycznego i nie do przejścia. Właśnie w związku z tym cieszę się, że mimo wszystko nigdy nie straciłam wiary w siebie i nie dałam sobie choćby podwinąć tych skrzydeł.

W miejscu, w którym jestem mam ochotę podejść i powiedzieć wprost takim osobom, które wątpiły, że owszem, że można skończyć pomyślnie rok studiów, pojechać w zaawansowanej ciąży na zajęcia terenowe i wejść na Śnieżkę, chodzić na zajęcia, pracować w laboratorium i mnóstwo innych przykładów mogłabym wymienić. Z pewnością mogę już na ten moment powiedzieć, że wcale po porodzie nie zamierzam z tego typu rzeczy rezygnować i nie sądzę, by cokolwiek i ktokolwiek miał mi być 'kulą' u nogi. Na nieżyczliwych ludzi mam tylko jedną radę: udowodnić, że się mylą / że nie obchodzi cię ich zdanie i pokazać, że nie są w stanie niczego ci zniszczyć i odebrać cudownych chwil.

Jedno złe wspomnienie dotyczące ludzi to może teraz dobre dla równowagi? W życiu nie sądziłam, że moja ciąża może dać innym tyle radości. Czasem mam wrażenie, że to ja hamowałam innych w tej euforii zamiast oni mnie. Piękne wspomnienie, które pokazuje, że można cieszyć się nie tylko z rzeczy materialnych. Tak nawiasem mówiąc to kocham te osoby, które zamiast przesadnie często mówić 'ona nie może, bo jest w ciąży' decydowały się dodawać mi sił i częściej mówić 'ona może to robić, przecież jest w zdrowej ciąży'. I tak właśnie dzięki motywacyjnym kopniakom przez te kilka dobrych miesięcy nie musiałam się ograniczać właściwie z niczym, poza oczywistymi rzeczami, i miałam siłę i chęć by góry przenosić.


Pierwsze USG pamiętam jak dziś. Chodzi mi o USG bardzo wczesnej ciąży, to jeszcze nie było USG tzw. genetyczne (I trymestru). Najbardziej (i chyba do końca życia) zapamiętam sytuację, kiedy weszłam do swojego lekarza a ten zapytał się mnie, co mnie sprowadza. Ja odparłam, że mam podejrzenie ciąży i chciałabym potwierdzić to. Lekarz wtedy powiedział tylko 'no i super, to zapraszam'. Kurcze, nie da się wyrazić tej euforii, którą on miał w głosie, ale uwierzcie na słowo, że w tamtym momencie wyglądał jakby cieszył się bardziej ode mnie a jeszcze bardziej był uradowany, kiedy wszystko na badaniu wyszło w porządku i można było się brać za 'planowanie'. To była pierwsza osoba, po moim partnerze, która dowiedziała się o moim 'stanie' i bardzo szczerze i entuzjastycznie przekazała gratulacje. Pewnie dlatego tak dobrze wspominam te pierwsze tygodnie - bo właściwie wybrałam ludzi, z którymi chcę się podzielić tą cudowną wiadomością i oni nie zepsuli mi tej chwili. W tym miejscu szczególnie zaznaczam, że wybór odpowiedniego lekarza prowadzącego ciążę i położnej są bardzo istotne, bo to właśnie tym osobom będziecie zawierzać życie i zdrowie wasze, i waszego maluszka. Ja dokonałam na tyle trafnego wyboru, że idąc na wizytę do jednego czy drugiego specjalisty miałam poczucie, że idę na kawę ze znajomym. Ogromna wiedzą, ogromne wsparcie a przede wszystkim wzajemne zaufanie i od razu nawiązana nić porozumienia.

Zajęcia na studiach w ciąży to było wyzwanie na wysokim poziomie. Każda kobieta wie, że ciążowe mdłości to jak bycie na wiecznym kacu - a trzeba swoje wysiedzieć na ćwiczeniach. W pewnych momentach wygląda to tak, że idziesz do toalety w trakcie trwania zajęć, wymiotujesz, wracasz i dalej cierpisz w milczeniu. Autentyk. Jazda tramwajem lub jakimkolwiek innym środkiem transportu? To modlitwy, aby kierowca miał dobry dzień i nie musiał hamować awaryjnie, bo inaczej kaplica. Znowu jednak zaskoczyli, pozytywnie, ludzie - kiedy źle się czułam, już tak na granicy wytrzymałości, że niemożliwością było wstanie z łóżka to z pomocą i z dobrym słowem przychodzili wykładowcy i prowadzący, którzy od początku do końca wspierali mnie i liczyli się z moim zdrowiem i zdrowiem dzieciątka. To były jedne z tych osób, którym mój 'stan' absolutnie nie przeszkadzał i tym bardziej motywowali mnie do dalszej pracy i kształcenia się w swoim kierunku. Nikt nie widział jakiś dziwnych przeciwwskazań w związku z ciążą w przeciwieństwie do ciotek 'dobra rada'.


Zdecydowanie unikatowym wspomnieniem jest moment, kiedy nie wiedziałam czy 'wypada' już pokazywać brzuszek. Śmieję się jak to piszę, ale był taki moment w ciąży, gdzie już było widać krągłości, ale nie wiedziałam czy każdy zorientuje się, że jestem w ciąży czy tylko pomyśli, że trochę tłuszczyku na brzuchu mi się odłożyło. Tak autentycznie brzuszek 'ciążowy' zaczął wyglądać u mnie w 6 miesiącu. Do tego czasu spokojnie mogłam ubrać coś luźniejszego i nikt by się nawet nie zorientował. Teraz natomiast już dojrzałam chyba emocjonalnie i z dumą pokazuję i obwieszczam, że mam pod serduchem lokatora.

Kompletowanie wyprawki to jedna z przyjemniejszych rzeczy. Początkowo chodziłam po sklepach i miałam głowę w chmurach, bo nie wiedziałam czego właściwie potrzebuję a co okaże się zbędnym wydatkiem. Ostatecznie zwlekałam z zakupami do drugiego trymestru. Na początku skupiałam się na zakupie małych, skromnych rzeczy, które po prostu bardziej cieszyły moje oko aniżeli miały być must have dla dzieciaczka. Na pewno zostawię sobie na pamiątkę pierwszy komplet ubranek. Zanim dowiedziałam się o płci dziecka celowałam w szarości, biel i czerń - i dzięki Bogu, bo teraz pół szafy to róż i falbanki.

Aktywność w ciąży była dla mnie zagadką. Na szczęście miałam i mam u boku cudowną położną, która dokładnie instruuje mnie co do tego, co powinnam i co mogę a co powinnam sobie darować. Od początku postawiłam na spacery i na ćwiczenia wzmacniające, teraz skupiam się już prawie tylko na zrelaksowaniu ciała i polepszeniu jakości swojego oddechu. Zawsze lubiłam tego typu aktywności zahaczające o jogę ale w ciąży nawet takie potrafią sprawić mnóstwo trudności.

Zapomniałabym! - jak mi brakuje spania na brzuchu! To chyba pierwsza rzecz jaką zrobię po porodzie. Jak to się mówi, docenisz dopiero jak stracisz. Brzmi zabawnie, ale naprawdę nie sądziłam, że tak za tym zatęsknię.


Ciąg dalszy nastąpi...

Asia.

2 komentarze:

  1. Super! Pokazałaś wszystkim, że można być w ciąży i studiować. Bo kobieta w ciąży to jest po prostu najzdrowsza kobieta na świecie i nie ma potrzeby rzucania wszystkiego bo ktoś powiedział "nie da rady". Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Neoabiturientka , Blogger