13:19:00

Czy zdrada jest objawem niezadowolenia ze związku?



To będzie chyba jeden z trudniejszych wpisów na tym blogu. Podejmuję to wyzwanie, bo uważam, że w świecie polskiego blogowania brakuje wypowiadania się na temat kwestii, które poruszają sytuacje z życia wzięte. Uwielbiam polskie blogerki! Czerpię od Nich mnóstwo inspiracji w kategoriach urodowo-kosmetycznych, modowych czy fotograficznych, lecz z racji tego, że jestem osobą dosyć refleksyjną to brakuje mi otwarcia się innych osób na mnie czy pozostałych czytelników. Brakuje mi po prostu dzielenia się sobą, swoimi przeżyciami, doświadczeniami, porażkami, ale i sukcesami. Nie dziwie się, że ludzie unikają kontaktu na tej zasadzie, bo wszechobecny 'hejt' dosięgnie niemal każdego, ale cóż...zaryzykuję. Dzisiaj o tym jak zostałam zdradzona.

Pierwsze i najważniejsze - żaden powód nie usprawiedliwia zdrady. Nie ma czegoś takiego jak 'miałem/miałam gorszy czas', 'to dlatego, że nie układało Nam się' czy nieśmiertelne 'nie miałeś/miałaś dla mnie czasu'. Dno. Totalnym dnem jest w ogóle odwoływanie się do tego a jeszcze większym dnem jest osoba, która w taki sposób się usprawiedliwia.

Aa! Bym zapomniała! We wpisie odwołuję się do zdrady, która definiowana jest jako faktyczny stan (a nie domniemanie) polegający na niewierności w świadomej relacji damsko-męskiej. 

Zdrada, której ja doświadczyłam była chyba jedną z najcięższych, które znam. Z mojej perspektywy byłam w cholernie szczęśliwym związku z partnerem, który odpowiadał mi pod każdym względem, którym zainteresowane było szerokie grono kobiet, a który sprawiał wrażenie zainteresowania tylko moją osobą ( i to nie była tylko moja opinia). Z dnia na dzień poprosił mnie o rozmowę i powiadomił, że potrzebuje przerwy (zaznaczam, że nie chciał rozstania). Wyobrażacie sobie tę minę którą miałam w tamtym momencie? Ja naprawdę myślałam, że On żartuje. Jak do cholery można chcieć przerwy 'od tak'? Płacz, szloch i błaganie by został a później tłumaczenie sobie, że to przecież tylko przerwa. Z dnia na dzień wywalił mnie z życia. Zdajecie sobie sprawę co ja czułam, i co czułaby każda kobieta na moim miejscu ślepo wpatrzona w swój ideał? Totalną bezsilność.

Dwa dni później dowiedziałam się, że mnie zdradza. A właściwie wyglądało to trochę bardziej skomplikowanie. O Naszej 'przerwie' w związku nie wiedział nikt a przynajmniej tak myślałam. Otóż nie. Wiedzieli wszyscy. Tylko ja dostałam informację, że to jest 'przerwa w związku na przemyślenie tego co dalej' a nie 'rozstanie'. Wyobrażacie sobie ten moment, kiedy mój znajomy napisał mi smsa:

-"Długo ten Wasz związek trwał xd."
-"Mamy tylko przerwę, jeszcze klamka nie zapadła."
-"Serio tak myślisz? Ludzie w koło mają inne zdanie na ten temat xd."

Ja nie czułam się wtedy upokorzona. Ja byłam zmieszana z błotem, obdarta w wszelkiej godności, okłamana. O tym, że mnie zdradził dowiedziałam się jakiś dzień później. Nie ważne jak. Miałam tego pewność. I to nie była ta ze zdrad, która polegała na skromnym pocałunku po litrach alkoholu. To było perfidne pójście do łóżka, świadomie, na trzeźwo z moją ... nie będę nazywała Jej przyjaciółką, ale dobrą znajomą.
Jak rozwinęła się akcja później? Moje logiczne myślenie przestało działać. Do mózgu nie docierały żadne informacje. Jedyne co to totalnie nieświadomie wystukałam Mu smsa, że to koniec. Bez tłumaczenia się, bez lamentów, bez dramatu. Dopiero po kilku dniach zauważyłam, że odpisał mi "tak,to chyba koniec".
Na tym etapie zerwałam wszelki kontakt z tym człowiekiem. Dalej radziłam sobie sama.
Dotknęło mnie to fizycznie, ale emocjonalnie ... zmiażdżyło. 
Pomimo, że od tego momentu minęły ponad dwa lata, a od roku jestem w szczęśliwym związku to skutki odczuwam po dzień dzisiejszy. Trauma pozostaje. I jestem niemalże pewna, że tego nigdy nie zostawię za sobą.

Co zostało 'we mnie' po zdradzie?

  • niepewność siebie,która objawia się w każdej dziedzinie życia,
  • nieśmiałość, która blokuje mnie przed krokiem naprzód,
  • brak umiejętności nawiązywania kontaktu z kobietami - sprostowanie: do niemalże każdej kobiety którą spotkam na drodze (nawet jeśli Jej nie znam) czuję ogromną niechęć i traktuję ozięble a momentami chamsko, choć na to nie zasługują,
  • kompleksy - mimo, że zawsze akceptowałam siebie to po tej sytuacji czułam do siebie ... obrzydzenie? - zaczęłam wymyślać i wytykać sobie mankamenty ciała, które mojego byłego już partnera pchnęły ku zdradzie (najgorsza głupota to widzieć źródło niewierności drugiej połowy w sobie!),
  • lekceważące traktowanie mężczyzn - wiem, że nie powinnam wrzucać wszystkich do jednego worka, ale ja sobie z tego początkowo naprawdę nie zdawałam sprawy; krótko mówiąc....facetów momentami traktowałam jak zabawki (W GRANICACH ROZSĄDKU - NIE ROBIŁAM NICZEGO ... AŻ TAK SZALONEGO JAK KAŻDY MYŚLI) - po prostu nie traktowałam Ich jak równych sobie, uważałam że wszystko co mówią to jedno wielkie kłamstwo i czasem głupimi docinkami zgniatałam jak robaki a co gorsze, naprawdę wierzyłam w to,
  • straciłam wiarę - we wszystkie wartości, w sens wszystkiego; po prostu bez Niego...nie umiałam.
Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda tak, że dwa ostatnie podpunkty już mnie nie dotyczą. Jest mi wstyd za to, co robiłam, ale zaznaczam że to było bardzo nieświadome! Ja dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę. Ktoś zranił mnie, a ja później chciałam odbić piłeczkę, bo myślałam, że tak będzie sprawiedliwie. 


Nie szanuję zdrady. Nigdy na Nią nie zezwalałam i nie zezwolę. Nie będę szanować osób, które się jej dopuściły (będę je krótko mówiąc znosić). I teraz coś co może być kontrowersyjne...

nie rozumiem osób, które wybaczają zdradę partnerowi i żyją dalej razem, choćby i mieli do śmierci żyć jak w bajce a zdrada nigdy by się już nie powtórzyła.

Może jestem po prostu takim typem osoby, ale uważam że moje zachowanie i moja opinia jest konsekwencją mojego poczucia godności i szacunku do swojego ciała i duszy.



Co robić po zdradzie?

Nic nadzwyczajnego. Trzeba ruszyć obolały tyłek, odbić się od dna po drodze dławiąc się piaskiem i topiąc jeszcze wiele, wiele razy. Trzeba iść pod prąd a czasem dać mu się porwać i zacząć od nowa. I tak do tego pieprzonego momentu, w którym w końcu powiesz sobie 'kurde, wyszłam z tego gówna'. I naprawdę się tak poczujesz. Nigdy nie będzie idealnie, ale z doświadczenia mówię Ci, że będzie znośnie, a momentami nawet szczęśliwie i tak aż do momentu gdy szala szczęścia przechyli się na tyle mocno by zniwelować ten niesamowity ból chyba wszystkiego.
Uwierz, że można.

Mi się udało.

A odpowiadając na pytanie z tytułu posta - czy zdrada jest objawem niezadowolenia ze związku? Krótko - nie, ale pamiętaj że zdrada to zawsze wybór.



Asia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Neoabiturientka , Blogger