Dzisiaj jednak jest inaczej. To taki prezent na dzień mamy. Może niezamierzony,ale tak to interpretuję. Pamiętam,że kiedyś,przed pojawieniem się dziecka takie poranki to była normalna rzecz. Często w tle puszczałam serial czy muzykę,ale nie potrafiłam się tym delektować tak jak teraz. Teraz o wiele bardziej doceniam takie chwile. Chwile błogiego lenistwa,które kiedyś niesamowicie mnie męczyły. Tak właśnie zmienia się myślenie i 'czucie', kiedy kobieta zostaje matką. Pomimo,że jest ciężko,to w końcu widać na horyzoncie cel, do którego się dąży. Wcześniej realizowane zamierzenia były takie jakby na chwilę. Dotyczyły tylko mnie i mojego życia. Dopiero odkąd pojawiła się mała widzę w tym wszystkim coś większego. To pierwsza taka sytuacja,gdzie moje decyzje, postanowienia i działania będą miały wpływ na czyjejś życie. Jestem w związku z tym bardzo szczęśliwa,ale i czuję znacznie większą odpowiedzialność za swoje życiowe kroki.
13:52:00
Czy będąc mamą zatraciłam swoje 'ja'?
13:51:00
Bycie mamą jest super,ale...
03:47:00
Bo wszystko kręci się wokół miłości...kilka słów o macierzyństwie.
W macierzyństwie tak to już jest, że niczego nie da się zaplanować. Nawet najlepiej napisany plan prawdopodobnie w 80 % nie będzie wykonany. Ten niesamowity, choć trudny czas w życiu kobiety potrafi bardzo zdezorganizować jej cały dzień. Ba! Żeby tylko jeden dzień. Każda przyszła mama nastawia się na cukierkowe życie z małym brzdącem. Na piękne zdjęcia, na których maluszek uśmiecha się od ucha do ucha. Myślimy, że od urodzenia będziemy śpiewać kołysanki i opowiadać bajeczki. Jakże daleko w rzeczywistości do takiego ideału. Nie zrozumcie mnie źle - jest idealnie, ale na swój nieidealny sposób.
05:35:00
Nasze nowe życie.
Czytając poprzedni swój wpis z 25 października chce mi się troszkę śmiać. Rozpisywałam się na temat tego jak lekarz sugerował mi pod koniec września, że lada moment urodzę a już był koniec października i nic. W tamtym wpisie pogodziłam się z faktem, że jeszcze poczekam na swoją kruszynkę po czym dokładnie dzień później nad ranem złapały mnie pierwsze skurcze porodowe a po południu Lutka była już z Nami! Co jeszcze ciekawsze - urodziłam dokładnie w dzień wyznaczonego terminu - 26.10.2019 r. Najpiękniejsza data mojego, naszego życia.
Od czasu narodzin minęły prawie dwa miesiące i dopiero teraz mój mózg zaczyna ogarniać co się dzieje. Ten mały człowieczek potrafi tak rozregulować tryb dnia i nocy, że w zasadzie momentami zanikają te pory. Ostatnie dwa miesiące to czas, w którym nie tylko przywitałam na świecie swojego pierwszego potomka. Był to również czas, w którym trzeba było mnóstwo rzeczy po nadrabiać, pozałatwiać, uporządkować (choć z tym ostatnim ciągle ciężko idzie) - szczególnie na uczelni ( tak, jestem z tych szalonych osób, które nie skorzystały z urlopu dziekańskiego i nie przerywają studiów). Jeśli ktoś uważa, że pójście do urzędu od razu po wyjściu ze szpitala i stanie w kolejce jest łatwizną to się grubo myli. Już nie mówiąc o wszystkich tak ważnych rzeczach jak załatwienie poradni pediatrycznej, ogarnięcie wizyt patronażowych, szczepień, meldunku, wniosków, lekarzy... Czy w tym wszystkim da się pamiętać o sobie? Powiem tak - jest ciężko. Z dnia na dzień coraz to bardziej podziwiam te wszystkie wariatki, które decydują się na dziecko. To jest tak ciężka praca, że zanim się kobiety na to zdecydują powinny przejść badania psychologiczne czy są na to przygotowane (pół żartem, pół serio, ale chyba bym ich nie przeszła). Teraz już mniej więcej wiem jak działa cały ten system, że trzeba bez przerwy być w gotowości i na najwyższym obrotach. Teraz nawet nauczyłam się wysypiać, pomimo że maleństwo wstaje co 3 godziny na jedzenie i...ba, jestem nawet dużo bardziej wyspana niż po nocy, gdzie ktoś przejmie małą a ja mam za zadanie odespać. Pomyślelibyście?
Cieszę się, że w tym wszystkim zaczynam odzyskiwać siły i zdrowy rozsądek. Dzisiaj przychodzę tylko z taką refleksją, że ciągle mało się mówi o ciąży, o porodzie, o tym na co trzeba się przygotować. Kobiety wychodzą chyba z założenia, że skoro one już to przeżyły to po co dzielić się tym z innymi. A może nie chcą? Każda z nas jest inna i każda przechodzi to inaczej. Tak naprawdę po tych dwóch miesiącach, które psychicznie będą chyba najtrudniejsze dla każdej świeżo upieczonej mamy, najważniejsze jest jedno...nie bać się poprosić i nie wstydzić się przyjąć wsparcia.
O tym na pewno będę jeszcze mówić głośno. A tymczasem przedstawię tylko moje małe cudo!
Alicja Gabriela.
Urodzona 26. 10. 2019 r. o godzinie 16.40 w szpitalu we Wrocławiu.
Ważyła 3400 g i mierzyła 52 cm.
Obecnie ponad 5 kg kluska.
A poniżej przedstawiam Jej pierwsze zdjęciu zaraz po urodzeniu.
Od czasu narodzin minęły prawie dwa miesiące i dopiero teraz mój mózg zaczyna ogarniać co się dzieje. Ten mały człowieczek potrafi tak rozregulować tryb dnia i nocy, że w zasadzie momentami zanikają te pory. Ostatnie dwa miesiące to czas, w którym nie tylko przywitałam na świecie swojego pierwszego potomka. Był to również czas, w którym trzeba było mnóstwo rzeczy po nadrabiać, pozałatwiać, uporządkować (choć z tym ostatnim ciągle ciężko idzie) - szczególnie na uczelni ( tak, jestem z tych szalonych osób, które nie skorzystały z urlopu dziekańskiego i nie przerywają studiów). Jeśli ktoś uważa, że pójście do urzędu od razu po wyjściu ze szpitala i stanie w kolejce jest łatwizną to się grubo myli. Już nie mówiąc o wszystkich tak ważnych rzeczach jak załatwienie poradni pediatrycznej, ogarnięcie wizyt patronażowych, szczepień, meldunku, wniosków, lekarzy... Czy w tym wszystkim da się pamiętać o sobie? Powiem tak - jest ciężko. Z dnia na dzień coraz to bardziej podziwiam te wszystkie wariatki, które decydują się na dziecko. To jest tak ciężka praca, że zanim się kobiety na to zdecydują powinny przejść badania psychologiczne czy są na to przygotowane (pół żartem, pół serio, ale chyba bym ich nie przeszła). Teraz już mniej więcej wiem jak działa cały ten system, że trzeba bez przerwy być w gotowości i na najwyższym obrotach. Teraz nawet nauczyłam się wysypiać, pomimo że maleństwo wstaje co 3 godziny na jedzenie i...ba, jestem nawet dużo bardziej wyspana niż po nocy, gdzie ktoś przejmie małą a ja mam za zadanie odespać. Pomyślelibyście?
Cieszę się, że w tym wszystkim zaczynam odzyskiwać siły i zdrowy rozsądek. Dzisiaj przychodzę tylko z taką refleksją, że ciągle mało się mówi o ciąży, o porodzie, o tym na co trzeba się przygotować. Kobiety wychodzą chyba z założenia, że skoro one już to przeżyły to po co dzielić się tym z innymi. A może nie chcą? Każda z nas jest inna i każda przechodzi to inaczej. Tak naprawdę po tych dwóch miesiącach, które psychicznie będą chyba najtrudniejsze dla każdej świeżo upieczonej mamy, najważniejsze jest jedno...nie bać się poprosić i nie wstydzić się przyjąć wsparcia.
O tym na pewno będę jeszcze mówić głośno. A tymczasem przedstawię tylko moje małe cudo!
Alicja Gabriela.
Urodzona 26. 10. 2019 r. o godzinie 16.40 w szpitalu we Wrocławiu.
Ważyła 3400 g i mierzyła 52 cm.
Obecnie ponad 5 kg kluska.
A poniżej przedstawiam Jej pierwsze zdjęciu zaraz po urodzeniu.
08:04:00
Ostatnie dni w ciąży?
Październik to miesiąc, który był przeze mnie pięknie zaplanowany, ułożony niemalże od A do Z, bo przecież cóż może się zdarzyć? Oczywiście w planach poród gdzieś zamieściłam. Z tyłu głowy ciągle miałam zapaloną lampkę, że w każdej chwili już może się to zacząć, jednakże nie sądziłam, że dostanę na punkcie tego wydarzenia aż takiego bzika. Dosłownie. Chyba nie da się urodzić i nie zwariować, prawda?